eko logo

Okrąglak. Społeczne funkcje sklepu osiedlowego

Agata Szczotka-Sarna rozmawia z Bogną Świątkowską, prezeską Fundacji Nowej Kultury Bęc Zmiana.

Agata Szczotka-Sarna: – Wreszcie możemy mówić o naszym koncepcie zupełnie otwarcie. Jaka jest funkcja takich jak Okrąglak convenience store’ów w przestrzeni miejskiej, w naszym życiu?

Bogna Świątkowska – To jest właściwie bardzo proste – one tworzą swojego rodzaju opakowanie na bardzo ważne funkcje społeczne, które budują np. naszą miejskość. Sklep, targowisko czy bazar, to miejsca, w których zaopatrujemy się w produkty spożywcze. Ale właściwie to nie jest jedyna rola takich miejsc. Tradycyjnie są to także przestrzenie wymiany informacji, spotkań, kontroli społecznej, ale też kontroli tego, czy jestem – ja, jako jednostka – dostatecznie zsynchronizowana ze wszystkimi modami, potrzebami, normami… Tak więc wewnątrz sklepu dzieje się bardzo dużo rzeczy ważnych dla życia społecznego. Sklep manifestuje pewne rozwiązania uznawane z jednej strony za niezbędne, z drugiej za wygodne i jeszcze z trzeciej dopasowane do realiów ekonomicznych.

– Mówimy o trzech różnych nurtach. Wygoda jest tu kluczowa, przejawia się w samej nazwie „convenience”. Z koncepcją Okrąglaka idziemy też w tym kierunku, o którym Pani powiedziała: dotyczącym mody i nowych potrzeb, które się pojawiają. Przyznam, że mam taki niewielki convenience store, sklep na dole, w kamienicy w której mieszkam. On moim potrzebom jeszcze nie do końca odpowiada, natomiast na pewno jest takim miejscem, które często odwiedzam. I zastanawiam się, co ten sklep mógłby mi dać jako człowiekowi, który szuka rzeczy związanych z ekologią, ze zrównoważonym rozwojem. Jak daleko może sięgać funkcja edukacyjna w przypadku takich miejsc?

– Myślę że bardzo daleko. To wszystko zależy od tych, którzy tym sklepem zarządzają. Bo tak naprawdę od osobowości tego sklepu – mówiąc bardzo po ludzku – zależy, co on będzie do nas „mówił”. Nie tylko to, co będzie oferował, nie tylko to, w jaki sposób, ale też z jakim przesłaniem będzie to robił, jak nas będzie zapraszał. Uczłowieczyłyśmy ten sklep, nadałyśmy mu jakąś postać ludzką… Ale wydaje mi się, że warto o tym mówić, dlatego że w tym kierunku idzie myślenie o tym, jak powinny wyglądać dobrze zaprojektowane usługi społeczne. Oferowanie produktów spożywczych jest ewidentnie w tej grupie usług, bez których w naszym życiu społecznym zwyczajnie nie możemy się obyć. Ale tylko do czasu, w którym zostanie zrealizowany postulat samowystarczalności miast, mieszkańców. Kiedy będziemy sobie na balkonach uprawiać grządki warzyw i owoców, które nas usamodzielnią, wtedy sklepy stracą swoją dotychczasową rolę i zamienią się w coś innego – np. w kluby osiedlowe, albo miejsca spotkań.

Ale jest bardzo ciekawe, czy sklep powinien i czy może być dostosowany do moich indywidualnych potrzeb? Według mnie może, ale pod warunkiem, że zgodzimy się, że nasze indywidualne potrzeby są częścią potrzeb zbiorowych. I że czasami trzeba będzie obciąć tę „górkę” lub „dół”, by się uśrednić z potrzebami wielu innych osób. Najlepszym przykładem tego rodzaju synchronizacji potrzeb indywidualnych jest rozszerzone projektowanie z uwzględnieniem potrzeb osób niepełnosprawnych lub zależnych. Wtedy to, co my – jako osoby sprawne – definiujemy dla siebie jako wygodne, przestaje wyznaczać normę.

– To prawda. To nie jest tak, że mamy jedną wyznaczoną normę, ona się tym bardziej rozszerza, im bardziej rozszerza się nasze myślenie o innych. Gdy patrzymy na świat przez empatię, wtedy ta norma jest szersza. Świetnie, że Pani mówi, że ta indywidualność nie może się manifestować „agresywnie”.

Natomiast mówimy tutaj o specyficznym koncepcie sklepu. Mieliśmy już wcześniej tzw. concept store’y z myślą przewodnią, zgodnie z którą podążały. Przeważnie dotyczyły mody, designu – rzeczy nie codziennych i niekoniecznie niezbędnych do życia. My mówimy o sklepie, w którym – jak Pani powiedziała  – kupujemy żywność, czyli coś, bez czego nie możemy trwać. I dopóki marchewek, pomidorków, czy czegokolwiek każdy sobie nie będzie uprawiał na balkonie, to do tego momentu jesteśmy jakoś od tego miejsca zależni. Więc ta potrzeba manifestacji indywidualności nie może być aż tak silna. Gdzie jest ta granica? Załóżmy, że obecnie w naszym sklepie mamy dość rozbudowaną – jeszcze, może to się zmieni – całą sekcję, gdzie są wędliny i nabiał. To nie jest zgodne z głównym, coraz mocniejszym nurtem ekologicznym, wegańskim i wegetariańskim. Czy sądzi Pani, że funkcją takiego sklepu może być również zmiana asortymentu i edukacja przez tę zmianę?

– Jak najbardziej. Wszystko wskazuje na to, że w Polsce dużo łatwiej będzie przekonać nas – w sensie zbiorowości – do fleksitarianizmu, niż do wyboru diety radykalnie eliminującej produkty pochodzenia zwierzęcego. Więc wydaje się, że obecność w asortymencie bardzo różnorodnej oferty pozostanie z nami jeszcze długo. Na półkach pojawiają się już teraz w sklepach obok siebie produkty mięsne, wegetariańskie i wegańskie – w zasięgu tego samego ogarnięcia wzrokiem. Przestały to być wydzielone wyspy, do których podchodzą tylko ci, którzy już są np., zdeklarowanymi weganami. To powoduje, że omyłkowe sięgnięcie po to, co wygląda jak ten ser, który zwykle jem, albo jak ten pasztet, który zwykle kładę na kanapkę, może powodować mikrozmiany zachowań i np. skonstatowanie: – O rany, że to jest smaczne. To jednak mi pasuje, będę to jadła/jadł. – to są mikrorzeczy, które mogą się wydarzać i które mają później gigantyczny wpływ w dużej skali. Gdy się podliczy te wszystkie pomyłkowe sięgnięcia, może się okazać, że entuzjastów fleksitarianizmu jest znacznie więcej, niż to można byłoby sobie wyobrazić przy ścisłej segregacji produktów na półkach.

Oczywiście gdy mówimy o edukacji i o przekonywaniu do wyboru pewnych postaw, ważne jest informowanie o tym, jakie skutki dla ekosystemu, dla przyrody, mają nasze wybory konsumenckie. Już widać, że sklepy się tego też nauczyły – od branży modowej po spożywczą – taka rozmowa z nami, jako konsumentami, nabywcami, osobami, które zaopatrują się w te produkty, jest już prowadzona. Czasem odbywa się to w sposób zaskakująco dojrzały, a czasem po prostu jest to namawianie do zmiany nawyku, np. zapłacimy raz za wielorazową torebkę. Co prawda, np. w sklepach wielkopowierzchniowych, nie ma żadnych ulg związanych z tym, że będziemy korzystali z takiej torebki. Ale już to, że one się tam pojawiają jest wyraźnym sygnałem, że odpowiedzialność za nadmiar zużywanych przez nas opakowań schodzi na bardzo podstawowe poziomy. To jest widoczne nawet w tych sklepach, które ze względu na swoje priorytety, dotychczas nie brały tego pod uwagę… Oczywiście postawa, dla której najważniejszy jest zysk, bardzo często eliminuje to, co wydaje się nadmiarowe, niepotrzebnie obciążające uzyskanie tego maksymalnego zysku.

Ale tutaj nagle okazuje się, że w tym rachunku zysku pojawiają się elementy, które zaburzają tę logikę. Okazuje się, że ludzie bardzo doceniają wszystkie gesty, które powodują, że jesteśmy przekonani, że nasz partner ekonomiczny, czyli sklep, w którym się zaopatrujemy, podchodzi odpowiedzialnie do odpowiedzialności ekologicznej.

– Tak. Sporo mówi się o głosowaniu portfelem, o tym, że faktycznie wybory konsumenckie mają wpływ na cały biznes. Wiadomo, że do tego, żeby wejść do innego modelu gospodarki, gdzie sam wzrost ekonomiczny nie jest bożkiem, na którym wyłącznie się skupiamy, jest jeszcze długa droga. Ale w kontekście tego, co Pani powiedziała zastanawiam się, jaki jest dialog między konsumentem a przedsiębiorstwami. Są inne rezultaty, niż w przypadku komunikacji jednostronnej, z którą mieliśmy do czynienia od lat. Chodzi tu np. o zaopatrzenie sklepów i ich wygląd. Teraz możemy na to wpływać. Czy gdyby nasz koncept Okrąglaka wszedł nagle na jakieś osiedle i stał się rzeczywistością jego mieszkańców, to czy wchłonęliby oni przez osmozę przesłanie, jakie niesie ze sobą ten sklep?

– Przede wszystkim: Okrąglak bardzo mi się spodobał. To jest fajny sklep w sensie projektu architektonicznego – pracy, którą wykonał zespół projektowy, starając się połączyć materialną formę sklepu z jego misją. Chodzi tu zarówno o wykorzystanie materiałów, myślenie o tym, w jaki sposób sklep ma być oświetlany, w jaki sposób ma odzyskiwać wodę, jak ma wytwarzać dla siebie energię… Wszystko w nim zostało zawarte i widać, że zwłaszcza młodsze pokolenie architektów i architektek jest niezwykle wyczulone na to, by podążać za wszystkimi tymi nowinkami, nawet jeśli ich nie mogą zastosować z różnych przyczyn w pracy. Widać, że w myśleniu koncepcyjnym jest obecna odpowiedzialność architektów i architektek. To jest  bardzo trudne, dlatego że branża budowlana jest odpowiedzialna za ogromną część degradacji naszego środowiska naturalnego. Niestety to jest ogromny problem. Dlatego odpowiedzialność architektury i architektów jawi się jako coś, co jest dla nas wyzwaniem w przyszłości, jeśli myślimy o zlikwidowaniu wszystkich negatywnych skutków działalności człowieka.

W związku z tym Okrąglak ma tylko jedną drobną wadę – jest całkiem nowy. Dlatego, że założeniem jest idea ponownego wykorzystania, recyclingu, przystosowania czy zaadoptowania do nowych wymogów tego, co już zostało wytworzone i już wytworzyło ogromny ślad węglowy. I jest faktem materialnym, który nie potrzebuje powtórzenia. To jest kwestia, która także w tej chwili jest bardzo dyskutowana, także w sposób bardzo praktyczny – z ołówkiem w ręku i Excelem. Z tego powodu, jeśli chcielibyśmy np. uekologicznić wszystkie sklepy – już nie mówię, że szkoły, czy biurowce lub osiedla mieszkaniowe, czyli praktycznie całe miasta – potrzebne by na to były tak ogromne środki, że po prostu jest to zupełnie niemożliwe. Więc tylko budowanie od początku z poszanowaniem zasad zrównoważonego rozwoju daje taką szansę. I tutaj mamy jeden z największych paradoksów, choć nie jedyny, jest ich bardzo dużo. Wynikają one z naszej rosnącej świadomości odpowiedzialności za przyszłość planety wobec tej masy antropocenu, czyli wytworów człowieka, które już tworzą nasze otoczenie.

– Faktycznie, to jest zaleta Okrąglaka w tym sensie, że nie dość, że byłby on nowym budynkiem, to jest też na razie konceptem, więc zużywa jedynie energię i generuje CO2 a przez to ślad węglowy. To jest jego jedyny grzech w tym momencie, jeżeli chodzi o ekologię. Ale faktycznie, on bardzo mocno bazuje na wzorach zielonego budownictwa i zrównoważonego rozwoju, które są niemożliwe do zastosowania do wielu starych budynków. I tego prędko nie zmienimy.

Zakładam, że to jest koncept, który będzie ewoluował. Zmiany, które następują w świecie, są bardzo dynamiczne, nasze spojrzenie na środowisko też się zmienia. Gdyby Pani miała określić jakiś kierunek – być może Okrąglak jako koncept i być może kiedyś jako realny sklep – to co by to było?

– Wydaje mi się, że to jest kluczowe pytanie: o transformację. Czyli w jaki sposób już raz wytworzone dobro ma – zmieniając się – odpowiadać na ewolucję naszych potrzeb. Taki Okrąglak zawiera produkty, które dziś uznajemy za niezbędne, czy tworzące ofertę, którą uznajemy za pełną dla sklepu osiedlowego, w którym będziemy się codziennie zaopatrywać. Ale być może  nasze środowisko naturalne zmieni się na tyle, że nie wszystkie te produkty będą osiągalne. Czyli że zostaną z nami tylko najbardziej odporne warzywa i owoce. Wtedy też – ponieważ lista produktów się skurczy – oferta będzie mniej bogata, mniej różnorodna. Będzie musiało pojawić się coś innego, być może produkty uzyskiwane syntetycznie, może zastępcze, np. syntetyczne mięso, które już istnieje, choć jeszcze nie w masowej produkcji.

Wydaje mi się, że ta transformacja i zmiana będzie bardzo uzależniona nie od tych czynników, które wydają nam się kluczowe, kiedy myślimy np. o rozwoju handlu. Czyli klimat, wzrost temperatur, możliwość np. kontynuowania upraw, dostępność wody słodkiej – tu jest cały szereg pytań, które powodują, że w tym całym negatywnym scenariuszu trochę nie wiadomo, czy ten nasz Okrąglak nie zamieniłby się np. w jakieś centrum informacji kryzysowej. Albo w jakiś punkt wsparcia dla wszystkich, którzy z konieczności musieliby się przerzucić na własną produkcję lub zdobywanie pożywienia, przy założeniu, że w warunkach sklepowych nie byłoby to możliwe.

Ale porzućmy te negatywne, katastroficzne scenariusze. Wyobraźmy sobie, że wszystko idzie świetnie, udaje się obniżyć  emisję – nie wiem, dlaczego mówię to tak, jakbym nie wierzyła… I wtedy wydaje się, że drogą do sukcesu, czy też planowaną przez projektantów drogą dla fajnego, dobrze działającego sklepu, jest po prostu tak zaprojektowane wnętrze, żeby dawało szansę wygodnego poruszania się w nim. Możliwości czytelnej oferty tego, co się w środku znajduje, bezproblemowego dokonania zakupu. Ale wiadomo, że dziś kasy są „bezzałogowe”. Wszystko idzie w tym kierunku żebyśmy w tych kontaktów wewnątrz sklepu z ludźmi mieli coraz mniej i stawiali jednak na obsługiwanie przez maszyny, jakąś sztuczną inteligencję… Być może ten sklep wygodny to taki, w którym możemy zobaczyć te produkty które są nam potrzebne – no i właśnie, czy tak wyjść, dając po prostu zeskanować te produkty? Czy może jednak chodzi o to, by w tym naszym sklepie marzeń, osiedlowym, była osoba, z którą możemy porozmawiać – bez względu na to, jak bardzo rozwinie się technologia?

– Te marzenia będą się różnić. Moim marzeniem jest, żeby taka osoba jednak tam była, bo to jest coś, co w swoim wygodnym w sklepie w pobliżu cenię. Czyli znam twarze osób, które tam pracują i wiem, że jak mój syn wpadnie tam tuż końcem pracy, już po zamknięciu kasy, to jednak będzie mógł dokonać transakcji, nawet jeżeli ją rozliczy później. To jest taki aspekt, którego pewnie elektronika by nam nie umożliwiała. Już obecnie w Okrąglak są wpisane interakcje odroczone. Czyli na przykład zostawiamy naszą wielorazową torbę na zakupy i ktoś kiedyś z tej torby skorzysta. To może być też interakcja, w której mamy inne rzeczy na wymianę. W której zostawiamy ogłoszenia. Czy gdybyśmy jednak szli w kierunku zachowania interakcji ludzkich, odroczonych czy też bezpośrednich, to czy sądzi Pani, że rola wygodnego sklepu jako takiego hubu komunikacyjnego dla społeczności to jest coś, na czym warto się skupić? Czy to jest gdzieś w sferze marzeń, czy rzeczywistości potencjalnej?

– Tak jak powiedziałam na początku, to jest starożytna funkcja, która jest związana z handlem i faktycznie ta wymiana – bo handel jest także wymianą – działa na wszystkich możliwych poziomach. Czyli jest to wymiana przysług, informacji, dobrych rad, wsparcie… Wszelkie rodzaje wymiany, jakie możemy sobie wyobrazić. One mogą zachodzić w takim miejscu, w którym po prostu ludzie się spotykają. Bardzo mocno w to wierzę. Tutaj częścią roboty, którą wykonuje społecznie taki punkt handlowy, jest właśnie rola trzymania nas w pewnej zbiorowości, wspólnocie. Wspólnocie potrzeb, w wymianie, która powoduje, że się rozpoznajemy jako członkinie i członkowie tej samej grupy. To może być grupa mieszkańców osiedla, mieszkańców miasta. To jest absolutnie pewne, że sklepy, punkty w których się spotykamy po to, żeby zaspokoić swoje potrzeby materialne, nie różnią się specjalnie od tego, jak funkcjonowały bazary i targowiska tysiące lat temu.

– To prawda, zmieniają się jedynie narzędzia, choć nie zawsze korzystnie dla nas. Powiedziała Pani coś, co ze mną zostanie: że budynek, w naszym przypadku sklep, stanowi opakowanie dla jakiejś idei. I o opakowaniach sporo w Okrąglaku jest mowy, bo jego głównym przesłaniem jest edukacja w zakresie opakowań. Myślę, że to jest taki element, który – oczywiście poza towarem – też ze sklepu wynosimy. Przy czym z towaru korzystamy konsumując go, ale z opakowaniem rozstajemy się dosyć szybko. Chcę zapytać o element, który w Okrąglaku jest oczywiście wpisany z powodu opakowań transportowych, bo sklep musi sobie z nimi radzić – chodzi o obecność odpadów w przestrzeniach miejskich, publicznych. Nie pytam o receptę na to, jak sobie z tym poradzić, bo to nie jest łatwe. Raczej interesują mnie kwestie estetyczno-organizacyjne. Bo wyzwaniem jest to, żeby potencjalne pojemniki i ich ulokowanie w przestrzeni miejskiej jakoś się wpisywały w estetykę. Jaką mamy drogę do poradzenia sobie z tym aspektem?

– Faktycznie, to jest taki obszar w którym ja, zarówno jako osoba, która stara się śledzić to, co się dzieje w projektowaniu miast na bieżąco, jak i mieszkanka miasta, a także po prostu jako człowiek, czuję się kompletnie zagubiona. Opakowania to jest sfera, która wywołuje we mnie najwięcej wyrzutów sumienia i wręcz jakieś obsesyjne próby zaradzenia temu gigantyczne problemowi na własną rękę. Oczywiście kończy się to kompletnym niepowodzeniem. Bo wiem, że problem opakowań to jest problem przesuwania czegoś, co ma bardzo krótki termin użycia natychmiast w sferę śmieci, których większa część – nawet jeżeli ma parametry pozwalające na ponowne użycie, czy recycling, nie zostanie poddana takim procedurom. To jest coś, z czym rzeczywiście trudno sobie psychicznie poradzić. Mieć jakieś nadzieje, że to zostanie ogarnięte w sposób odpowiedzialny. Bardzo liczę, że nauka i technologia nad tym pracują, żeby to faktycznie zakończyło się sukcesem i przestało być dla nas tak dużym wyzwaniem.

Oczywiście, jeśli mówimy o projektowaniu przestrzeni publicznej zachęcającej do tego, żeby segregować śmieci, żeby przynajmniej na tym bardzo początkowym etapie mieć poczucie, że coś wykonaliśmy dla planety, dla siebie, dla naszej przyszłości, to faktycznie pojawienie się tych pojemników, to jest coś, co z całą pewnością powinno nas edukować. Te pojemniki są oznaczone kolorami i mają konkretne kształty, które oddziałują na naszą wyobraźnię, pamięć, są zaproszeniem do gry w kolory. I to jest narzędzie edukacyjne, którym posługują się projektanci, aby zachęcić ludzi do właściwych zachowań. Wiadomo, że sama świadomość, tego, że mamy problem, nie powoduje, że wszyscy będą się zachowywać w sposób odpowiedzialny. Ktoś podał mi kiedyś taki piękny przykład, tłumacząc zachowania społeczne. Dotyczy on świateł na przejściach dla pieszych. Gdyby rzeczywiście nasza odpowiedzialność i świadomość wszystkich aspektów dotyczących bezpieczeństwa była aplikowana w stopniu wystarczającym do tego, żeby nam to bezpieczeństwo zapewnić, światła na skrzyżowaniach nie byłyby potrzebne. A mimo to są one dla nas wsparciem porządkującym, żebyśmy wiedzieli, co kiedy robić. Projektowanie faktycznie odgrywa właśnie taką rolę. Mamy zinternalizowaną wiedzę, że nie jest najlepiej i powinniśmy natychmiast zmienić nasze nawyki. A to są narzędzia, które te nawyki zmienić pozwalają.

Kiedy rozmawiamy o sklepach, to oczywiście dużą rolę odgrywa tutaj to, czy i w jaki sposób dostęp do opakowań jest komunikowany. Czy wiemy, jakie opakowania kupujemy, czy producent zadbał o to, żeby te opakowania się rozkładały w jakimś sensownym czasie. Dzisiaj właśnie to, na równi z produktem, który w tym opakowaniu się znajduje, ma wpływ na wybory konsumenckie. Rzeczywiście są ludzie, którzy w sposób niezwykle detaliczny i drobiazgowy interesują się całością produktu, a więc nie tylko tym czy np. ten ser, te jajka czy te warzywa są z upraw ekologicznych i czy mają wszystkie certyfikaty. Ważne jest też w co zostały zapakowane i jaka jest ścieżka powrotu tych opakowań do obiegu.

– To prawda. Właśnie między innymi do takich osób jest kierowany Okrąglak. Chodzi o to, żeby te opakowania zbierać w jednym miejscu i pokazywać.

To o czym Pani mówi, nasuwa mi pomysł na potencjalną modyfikację Okrąglaka. Funkcjonują tam takie rozwiązania, które są widoczne wyłącznie od strony sklepu. Tak jest i w naszym koncepcie i w sklepach, z którymi rzeczywiście mamy do czynienia codziennie. Te rozwiązania są świetne ekologicznie, ale widoczne wyłącznie dla obsługi sklepu. Chodzi o te wszystkie urządzenia, które zmniejszają objętość opakowań, belują je, zachowują w czystości. To też rozwiązania umożliwiające kompostowanie. Idąc tropem Pani wypowiedzi o jasnym sygnale, jak światła na przejściu… Czy powinniśmy dążyć do tego, by pokazywać te rozwiązania konsumentowi?

– Moim zdaniem tak, dlatego że to jest ogromne wsparcie dla naszych motywacji, dla naszej pamięci i systematyczności. Wiara w to, że człowiek stymulowany tylko i wyłącznie wiedzą, jest zaprogramowany na utrzymywanie swoich zachowań na najwyższych rejestrach standardów, nie sprawdza się. Potrzebujemy „lewarków”, potrzebujemy wzmocnienia, zachęty i przypominania o tym, jakiego rodzaju wybory są najlepsze. Nie tylko dla nas osobiście, ale także dla nas jako pewnej zbiorowości i dla całej planety. Chociaż można dyskutować, czy przyszłość człowieka jest tak bardzo sprzęgnięta z przyszłością planety. Oczywiście wiemy, że Ziemia stanowczo nas przeżyje, jakichkolwiek głupstw byśmy nie narobili, to tak naprawdę dbamy o nasz interes, o przedłużenie funkcjonowania człowieka w przyrodzie.

Jestem zwolenniczką uwidocznienia wszystkiego, co może wzmacniać postawy, o których już wiemy, że są absolutnie niezbędne.

– Dziękuję, bo to ważna informacja dla nas, osób zajmujących się ekologią również w sieciach handlowych.

I jeszcze jedna sprawa. Ponieważ teraz Okrąglak jest konceptem w sferze wirtualnej, jest zagadnienie, które jednocześnie budzi mój niepokój i nadzieję. Gdybyśmy chcieli przenieść go do rzeczywistości i miałby zaistnieć np. w Warszawie lub w innym mieście, zapewne trzeba by dla niego wybrać odpowiednią lokalizację. Czy opierając się na własnym doświadczeniu, może Pani powiedzieć, gdzie taki Okrąglak mógłby stanąć i dlaczego akurat tam? Mój niepokój płynie z wrażenia, że jakimś tropem w tej kwestii byłaby świadomość potencjalnej grupy odbiorców. A nadzieja – że może wcale nie i właśnie umiejscowienie go gdzieś, gdzie on się wydaje nie do końca na miejscu, byłoby bardziej sensowne. Jak Pani to widzi?

– Rzeczywiście, to jest świetne pytanie. Dlatego że z jednej strony dotyczy umiejscowienia geograficznego: czyli np. jaką ten sklep powinien mieć relację ze światłem dziennym. Wiadomo, że ekspozycja na południe byłaby najrozsądniejsza względu na dostęp światła dziennego, oszczędność, itp. Z drugiej strony, jeśli mówimy o umiejscowieniu tego rodzaju sklepu w tkance miasta, to rzeczywiście: łatwiej jest tam, gdzie mamy do czynienia z odbiorcami, mieszkańcami i mieszkankami, którzy już wiedzą, że wzmożona odpowiedzialność jest właściwie jedyną ścieżką, która nam pozostała. Taki sklep pewnie szybciej zacząłby funkcjonować, żyć tym swoim docelowym życiem. Ale jest też ta trudniejsza ścieżka, czyli umiejscowienie go w takiej dzielnicy, okolicy, gdzie podejrzewamy, że jej mieszkańcy i mieszkanki jeszcze nie do końca korzystają z wiedzy, która w sposób radykalny musi zmienić poczucie odpowiedzialności za wykorzystywanie surowców. Gdzie gospodarka obiegu zamkniętego jest dziwnym skrótem, a „GOZ do dechy” jest przejęzyczeniem… Tam zapewne taki sklep odgrywałby zupełnie inną rolę. Musiałby zostać zaprojektowany trochę jako coś w rodzaju centrum informacji, jako coś, co musi do siebie przekonać, co będzie miało funkcję edukacyjną równie silną jak ofertę sprzedażową. Umiejscowienie Okrąglaka w różnych dzielnicach miasta bardzo silnie wpływałoby na program, który powinien być tam realizowany. Z pewnością dobór załogi do takiego sklepu, czyli osób, z którymi mielibyśmy kontakt, miałby kluczowe znaczenie dla powodzenia projektu. Bo wiadomo, że tak naprawdę człowiek odgrywa ogromną rolę – także jako „dowód w sprawie” o to, czy coś jest autentyczne, czy coś nie tylko dobrze wygląda, ale także czy jest dla nas dobre.

– Może wesprzeć przesłanie, ale może – niestety – też je osłabić.

– Zgadza się. Dlatego oprócz budynku, oprócz samego konceptu, gdybyśmy myślały o tym, żeby taki sklep faktycznie zrealizować w przestrzeni miejskiej, to wydaje mi się, że dobór tych, którzy mieliby w nim pracować i spotykać się ze społecznością lokalną, byłby absolutnie kluczowy.

– Troszeczkę zatoczyłyśmy koło w naszej rozmowie, bo zaczęłyśmy od tego, jak różne funkcje sklepu są w nim zawarte – w tym edukacyjna. Okazuje się, że w zależności od lokalizacji te poszczególne funkcje musiałyby w inny sposób wybrzmieć.

Bardzo Pani dziękuję za spojrzenie okiem społecznym, architektonicznym i filozoficznym na nasz Okrąglak. Czy może Pani nam wszystkim pożyczyć czegoś dobrego w miastach – ekologicznego. Co by to było?

– Jeśli chodzi o to, co powinno się zdarzyć, to wydaje mi się, że powinniśmy sobie życzyć życzliwości i zrozumienia – to jest takie paliwo, które umożliwia dalsze zmiany w kierunku miasta wygodnego, piętnastominutowego. Miasta, w którym możemy realizować wszystkie nasze potrzeby w dużym komforcie i blisko domu. Tego bym nam życzyła… Więcej zieleni, ale bez życzliwości to się absolutnie nie uda.

– To paliwo nas nic nie kosztuje, inflacja go nie zje. Więc warto się w nie zaopatrzyć. Serdecznie dziękuję.

Posłuchaj pozostałych podkastów

Skip to content